Kiedy miałam 15 lat moi Rodzice zadecydowali, że przeprowadzamy się "na wieś" (w rzeczywistości było to osiedle domków poza miastem ). Dla małolaty, wychowanej w blokowisku, była to sytuacja wprost nie do ogarnięcia. Myślałam wtedy, że świat się dla mnie skończył. Że zabrano mi wszystkie marzenia, znajomych, że po prostu chciałabym przestać istnieć ;-).
Ach, te dramaty nastoletniej pannicy ! ;-)
Dzisiaj nadal mieszkam poza tym wielkim miastem. Marzenie o mieszkaniu w kamienicy w centrum tej świątyni, jaką było dla mnie miasto, włożyłam między kartki pamiętnika. Nie mam na ścianach bogato zdobionych sztukaterii ani rozet przy kryształowych żyrandolach. Nie posiadam zabytkowych, odrestaurowanych mebli z Desy, a jedynie komplet zielono-miętowych foteli i kanap à la Ludwik XVI ;-).
Za to z okien mojego domu roztacza się widok na ogród.
A w nim - rozległe dywany trawy, rozległe morze kwiatów, zapach żywicy i rozgrzanego w słońcu igliwia sosny. W zależności od pory roku kręci się w głowie od woni bzu, konwalii, peonii, szałwii i rumianku. Wiatr niesie szum pobliskiego lasu...
Pełna tęcza kolorów, zapachów, doznań i emocji.
Epicentrum mojego prywatnego Wszechświata.
♥