Teraz powoli emocje opadają, zmęczenie bierze górę, bo w przedświątecznej bieganinie tak łatwo zapomnieć o sobie. Teraz sobie "odbiję". Odpocznę. A w Nowym Roku kolejne wyzwania, nowe projekty zawodowe, po prostu NOWE.
Na razie jeszcze koty leniwie okupują kanapy. Nieśpiesznie płonie ogień w kominku, aromat goździkowo-pomarańczowej herbaty dyskretnie unosi się w powietrzu, a my wszyscy upajamy się swoją obecnością - tym magicznym czasem, kiedy możemy być RAZEM :-).
Tak to już jest, że gdy Ktoś odchodzi, na jego miejsce natychmiast pojawia się Ktoś nowy. W tym roku tak było. I chociaż tak dotkliwe i bolesne straty zostawiają w duszy i pamięci ślad na długo, to ośmielę się stwierdzić, że Ci nowi ludzie, którzy pojawiają się w naszym życiu, potrafią "reperować" nasze obolałe serca z zadziwiającym skutkiem. Ich sama obecność jest uzdrawiająca. Dlatego, oprócz nowych przyszłych członków naszej Rodziny, przy świątecznym stole czekało miejsce dla samotnej starszej sąsiadki, która przywykła do spędzania świąt jedynie przy dźwiękach telewizora. Serdeczna, utalentowana koleżanka umiliła wspólnie spędzony czas koncertem kolędowym, grając na lirze korbowej, dudach i kilku innych instrumentach. Pojawienie się dawno niewidzianej kuzynki ucieszyło nas tym bardziej, że jest fantastyczną i wrażliwą kobietą ( no i kocha koty, tak samo jak ja :-) ). Było magicznie !.
A ja, im starsza, tym bardziej doceniam święta i ludzi, których jest mi dane spotykać na swojej drodze.
Staram się łapać ulotne chwile, żeby kiedyś stwierdzić bez żalu: