czwartek, 17 grudnia 2015

Dom szczęśliwych kotów



Niemal założyć się jestem gotów,
bo wątpliwości moich to nie budzi,
że gdzie jest dom szczęśliwych kotów,
tam jest i dom szczęśliwych ludzi.

~ Franciszek Klimek, "Dom szczęśliwych kotów"  ~


Baltazar.


Bezdomność odcisnęła na nim dotkliwie swoje piętno. Nie wiem, skąd przyszedł i jak żył, ale patrząc na niego wiem wszystko. Nie potrzebuję słów, by wszystko zrozumieć. A może to taka moja ponadprzeciętna wrażliwość na koci los sprawia, że przyciągam je jakimś niewidocznym radarem ?. Zawsze znajdzie się taki, któremu trzeba pomóc...

Przeganianego i bitego - przygarnęłam z ulicy.
Naraziłam się na śmieszność (tak, tak, dokładnie - według niektórych ludzi pomoc zwierzęciu w potrzebie to nonsens i powód do śmiechu !), usłyszałam słowa sprzeciwu i nieprzychylność, gdy starałam się mu pomóc. Początkowo dość agresywny, nieufny, ale jednocześnie bardzo lgnący do człowieka, teoretycznie nie miał szans na dom i adopcję. Ale że jestem specjalistką od rzeczy niemożliwych do wykonania wśród kotów ;-) - udało się, znalazłam mu dom. Kobiety o wielkim sercu, prowadzące jedną z łódzkich fundacji dla zwierząt postanowiły dać mu schronienie i szansę na normalne życie. Zaczął się żmudny okres baltazarowej socjalizacji. 

Los bywa przewrotny i kilka miesięcy później związałam się z tą fundacją na stałe. Byłam przeszczęśliwa mogąc codziennie obserwować, jak Baltazar rozkwita. Był czułym i troskliwym kotem, który dokonał niemożliwego - zaopiekował się kilkoma kocimi sierotami, bawiąc się z nimi i pielęgnując je jak matka ;-). Bolało mnie tylko jedno - że przez otoczenie postrzegany był jako kot nieadopcyjny, "bo stary, bo brzydki (!), bo nie najzgrabniejszy i nie najbardziej zwinny"....

Odchodząc z fundacji zabrałam go ze sobą. Do niego dołączył Mizio, jeden z maluchów, którego Baltazar wychował. Stali się nieodłącznymi towarzyszami codzienności wspaniałej Kobiety, mojej Babci. Psocą, szaleją jak młode kociaki, tłuką porcelanę i ściągają dywany. To mała cena w porównaniu z ogromem miłości, jaką nam regularnie serwują :).

Ten "brzydki, stary, niedołężny" Baltazar ma się bardzo dobrze. Zapomniał,  czym jest strach i głód, choć czasami jeszcze skuli się na widok wyciągniętej ręki. Rozkwita w oczach. Pięknieje. Każda szrama na jego pyszczku, każda blizna na głowie, skrzywiona łapa, niedowład pyszczka i ciągle zdziwiony wyraz oczu przypomina mi o jego okrutnej
przeszłości.

Miłość zmienia na lepsze. Miłość wyzwala siłę do życia. Zupełnie nieistotnie, czy mówimy o człowieku czy o kocie.

Za ogromną wolę życia - za to kocham go najbardziej.












2 komentarze: