Zi, kot (p)rezydent ;-), faktycznie teraz "leży i pachnie". Myślę, że sobie na to zasłużył, bo wcześniej z tą kocią beztroską bywało różnie.
Mojego kota dotknęła bezdomność.
Zanim w moim domu znalazł bezpieczną przystań - doświadczył głodu, chłodu, strachu i widma śmierci. Miał dużo szczęścia, bo trafił do schroniska. Mimo że dla zwierzęcia schronisko to często wyrok - Zi dzielnie czekał tam na swojego człowieka. Skulony w kącie, wycofany i jakby nieobecny. Przeczekał i przetrwał.
Zabiedzony, umorusany i taki "nijaki" trafił w moje ramiona. Ale każdy wie, że miłość ma magiczną siłę przeobrażania. Wtedy rodzi się Nowe, które sprawia, że odnajdujemy w sobie wielką siłę. Myślę, że zwierzęta, które czują się kochane, mają podobnie - rozkwitają i w niesamowity sposób odwdzięczają się nam za opiekę i troskę.
No więc teraz Zi leży. Odpoczywa. Śpi tyle, jakby chciał się wyspać na zapas. Wszystkie Ciotki i Wujkowie Zi potwierdzą moje słowa ;-) !.
Pozornie nieobecny i niczym niezainteresowany, z iście królewską nonszalancją ukradkiem otwiera jedno oko i kontroluje każdą sytuację. Każde moje słowo i każdy mój krok mają czujnego obserwatora w postaci złotej pary kocich oczu. Tak naprawdę nigdy nie jestem sama.
Choćbym czasem chciała - nie da rady ! ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz